Mechaniczny Pył Mechaniczny Pył
3260
BLOG

Co działo się w Poznaniu? (czyli o marszu równości i staniu)

Mechaniczny Pył Mechaniczny Pył Polityka Obserwuj notkę 21

 

Wbrew pozorom to pytanie mógłby zadać nie tylko Warszawiak, Gdańszczanin, Torunianin czy ktokolwiek inny spoza Poznania. "Co się dzieje i o co chodzi?" to dzisiaj najczęściej słyszane pytania właśnie w stolicy Wielkopolski.

Co się działo?

Przed Uniwersytetem Adama Mickiewicza na godzinę 13 manifestację "w obronie rodziny i tradycyjnych wartości" zorganizował Obóz Narodowo Radykalny. Natomiast pół godziny później na Placu Adama Mickiewicza do marszu na miasto szykowały się środowiska progejowskie. Niech jednak nikt nie da się nabrać na te dwie pozornie różne lokalizacje. Dobrą podpowiedzią jest tu wspólny mianownik czyli osoba naszego wieszcza. Bo tak się składa, że główna siedziba uniwersytetu nazwana od Adama Mickiewicza, a także plac również ochrzczony tym biblijnym imieniem to właściwie to samo miejsce. W praktyce było więc tak, że wszyscy stali razem na terenie mniejszym niż połowa boiska piłkarskiego. Narodowcy, homoseksualiści, policjanci i konie. Bo część policjantów przyjechała konno. Jak w Kanadzie...

Jak to wyglądało?

To pytanie zadawała sobie grupa, której tu wcześniej nie wymieniłem. Byli to ciekawscy. Jako, że dookoła był tłum, ruch został sparaliżowany, wszędzie roiło się od policji, pewnym też więc było, że coś się dzieje. Trzeba było to zbadać. Dlatego po przeciwnej stronie ulicy zebrało się wielu gapiów. Stali i patrzyli. Czasem robili zdjęcia. Ale głównie to stali i spoglądali na drugą stronę ulicy na innych stojących. Jak na złość nic się nie działo. Żadnych awantur, bójek. Rzadko kiedy ktoś nawet coś próbował krzyczeć. Obserwatorzy usiłowali robić zdjęcia, ale właściwie nie było czego fotografować... Zero atrakcji, po prostu stanie. Toteż część z gapiów po odstaniu kilku minut z wyraźnym zrezygnowaniem na twarzy odchodziła. Na ich miejsce przychodzili jednak nowi. Początkowo uśmiechnięci jednak po paru minutach stania im również udzielał się nastrój ogólnego znudzenia. Nowi ustawiali się tak jak starzy, po przeciwnej stronie ulicy, w bezpiecznej odległości. Tak aby nikt nie próbował czasem podpiąć ich pod którąś z zaangażowanych grup. Możemy być jednak pewni, że zarówno narodowcy jak i homo nie zapomną uwzględnić ich w swoich obliczeniach frekwencji.

Stanie

Główną częścią Marszu Równości miał być oczywiście sam marsz. Narodowcy nie zgłosili oficjalnego pochodu, więc cała interakcja obu grup miała miejsce głównie podczas stania na placu. Na czym to stanie polegało? Na staniu z transparentami tudzież innymi gadżetami. Były flagi Polski. Były też hasła. Między innymi apel o obronę krzyża i wolności. Był też ukazany piktograficznie (za pomocą ludzików w spódniczkach i ludzików bez spódniczek) pomysł na model rodziny homoseksualnej. Na to jednak była przygotowana riposta:  "chłopak dziewczyna, normalna rodzina". U homoseksualistów były kolorowe baloniki, parasolki i wiatraczki. Ale tak naprawdę to wszyscy zajmowali się głównie staniem. Nie działo się nic. Wszystkie te kolorowe gadżety kojarzące się z beztroską i zabawą wyglądały więc groteskowo w zestawieniu z wszechogarniającym marazmem. Dobra zabawa? Festyn? Gdzie tam. Wszyscy po prostu stali. No chyba, że trzeba było się ruszyć bo "kto nie skacze ten z Biedroniem! hej! hej!". Ale wtedy też skaczący robili to jakby wciąż stojąc...

Chodzenie

Policja otoczyła marsz i w drogę! Przez Stary Rynek na Plac Wolności. Kolorowi ruszyli, o dziwo nawet coś krzyczeli. Pojawił się tam jakiś entuzjazm. A może to po prostu megafon? Nie wiem, nie słyszałem dobrze bo wraz z licznymi obserwatorami skręciłem w tym czasie, w którąś z bocznych uliczek. Zastanawiało mnie gdzie podziali się wszyscy narodowcy... W Marszu Równości przecież nie szli, a na placu już ich nie było. Gdzieś tam w oddali dało się jednak słyszeć ich silne gardła. I to bez megafonów. Ale nic dziwnego, część z nich to kibice, mają więc wprawę... 
 Słyszałem, ale nie widziałem. Szedłem w tym czasie boczną uliczką. Było zimno... Założyłem na głowę kaptur. Zrobiłem z dziesięć kroków i doszedłem do skrzyżowania. Naraz z prawej strony dołączyło do mnie około pięćdziesięciu ludzi wyglądających mniej więcej tak jak ja. Też mieli kaptury. Dodatkowo cześć miała również szaliki. A jedna drobna dziewczynka na twarzy miała czarną kominiarkę. O kurcze, okazało się, że znalazłem się nagle w samym środku jednej z grup przeciwników marszu. Upewniły mnie w tym śpiewy: "zaaakaaaaaz pedaałooowaniaaa" i "raz sierpem, raz młotem czerwoną hołotę". Dookoła mnożli się też policjanci. Biorąc pod uwagę to, że na głowie miałem kaptur, szedłem w samym środku grupy, oczywistym dla wszystkich stało się, że do niej należę. Czy miałem się czego obawiać? Na dobrą sprawę były to w większości prawie dzieci. No powiedzmy ludzie bardzo młodzi... Jako, że jednak wszyscy byli mniej lub bardziej zamaskowani, a jeden szedł pewnym krokiem trzymając w ręku butelkę piwa, postanowiłem zdjąć kaptur i odbić gdzieś w bok. 

Udawanie

No to jak, było w końcu groźnie czy nie było? Skądże. Poznań po prostu pozazdrościł Warszawie akcji z 11 listopada i też chciał czegoś podobnego u siebie. Obyło się jednak bez zamieszek bo wszystko było udawane. I tak byłem świadkiem tego jak na Starym Rynku stała grupa zamaskowanych kiboli, troszkę dalej rozmawiało wesoło dwóch czarnoskórych, a od czasu do czasu przechodził jakiś młodzian w glanach i z naszytą na plecaku-kostce tęczą. I nic. Nikomu nie chciało się do tego stopnia wczuwać w to udawanie Warszawy by posunąć się do przemocy. Być może skutecznym odstraszaczem była policja. Ale czy w Warszawie jej nie było? Może po prostu mimo różnych przebrań (czy to szalików klubowych czy dredów i kanałów w uszach) ludzie czuli, że uczestniczą w jednym wielkim udawaniu? Bo tak naprawdę kogo obchodzą manifestacje gejowskie w sytuacji gdy po powrocie ze Starego Rynku trzeba iść na zakupy? A wszystko takie drogie... Trzeba zatankować samochód a paliwo już po 5,50 zł za litr... Tak sobie zacząłem rozmyślać... Patrząc jednak po twarzach dookoła chyba nie byłem w tej zadumie odosobniony. Dlatego wszyscy trochę jeszcze postali, pokręcili się, poudawali i poszli śpiesznym krokiem do domów. Dość tej maskarady...

Dziękuję, jakoś sobie radzę.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka